W dniach od 14 do 26 października 2012 gościliśmy w naszej wspólnocie szkolnej sześcioro młodych ludzi z Ukrainy. Przyjechali oni do Wielunia dzięki inicjatywie i wielu staraniom pani Alicji Kałużowej, która od kilku miesięcy pracuje wśród potomków polskich repatriantów w Emilczynie w obwodzie żytomierskim. Pani Alicja nawiązała kontakt z naszą szkołą, szukając możliwości zaproszenia swoich młodych podopiecznych do Polski. Jej prośba spotkała się z pozytywną odpowiedzią ze strony uczennic naszych klas I.
Tak więc podczas swojego pobytu młodzi ludzie mieszkali w gościnnych domach swoich polskich koleżanek, żyjąc w tym czasie życiem ich rodzin. Było to dla nich bardzo cenne doświadczenie, gdyż wszyscy mają polskie korzenie, a przyjazd do naszego kraju był dla nich szansą na skonfrontowanie przechowywanych w ich domach wspomnień dziadków z rzeczywistością dzisiejszej Polski.
Alina, Julia, Maryna, Tatiana, Mikołaj i Siergiej uczestniczyli w lekcjach różnych przedmiotów, przy czym sami przyznawali, że najcenniejsze dla nich były lekcje języka polskiego. Wszyscy chcieliby w przyszłości zdawać certyfikat języka polskiego, który jest jednym z warunków podjęcia studiów w Polsce.
Dodatkowo goście uczestniczyli w przygotowanym dla nich programie, który miał im w miarę możliwości przybliżyć nasz kraj, jego realia, historię i współczesność. Dzięki życzliwości władz lokalnych i wielu sponsorów odwiedzili wieluński ratusz i zapoznali się zarówno z zabytkami miasta jak i sposobem funkcjonowania gminy, zwiedzili Muzeum Ziemi Wieluńskiej i Muzeum w Ożarowie, uczestniczyli w koncercie w kościele św. Józefa z okazji Dnia Papieskiego, wzięli udział w świętowaniu Dnia Edukacji Narodowej, prezentacjach klas KLO, spotkaniu z himalaistą – p. Jackiem Telerem, zostali zaproszeni na obiad do restauracji „W Starym Rynku” i na słodki poczęstunek w restauracji „Hotelowa”, spotkali się z młodzieżą w Gimnazjum nr 1 oraz oczywiście w Katolickim Liceum Ogólnokształcącym SPSK. Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich, dzięki poparciu pani prezes Violetty Błasiak sfinansowało im także dwudniową wycieczkę do Krakowa, Wadowic, Łagiewnik i Oświęcimia.
Mamy nadzieję, że pobyt w naszym kraju i we wspólnocie naszej szkoły stanie się dla tych młodych ludzi przyczynkiem do spełnienia ich marzeń i realizacji planów życiowych, a także że przyczynił się do lepszego poznania Ojczyzny ich przodków.
Na koniec chcielibyśmy tutaj zacytować pisane świadectwo jednej z dziewcząt, dotyczące losów jej rodziny. Zachowujemy specyficzną składnię oryginału, aby przybliżyć trud, jaki wkładają w zachowanie języka i tradycji ci, dla których Polska to kraj niewygasłej tęsknoty.
„Mój pradziadek po ojcu ma na imię Józef /…/. Do rewolucji 1917 roku był znany na całej wiosce jako polski szlachtycz – miał swoje godło i pieczęć. W tych czasach byli tam bardzo znani i dlatego w 1937 roku byli represonowani – spoczątku /zostali zesłani/ do Kazachstanu. Potem prababcia Rafaelina z domu Skokowska wróciła do Żytomierszczyzny, a pradziadka Józefa zabrano do Syberii za to, że nie chciał iść kołchozu. Tam oni pracowali na powale lasu, gdzie był rozstrzelany i pogrzebany na miejscu w Syberii – nawet moja prababcia nie wiedziała, gdzie jest jego grób.
Drugi dziad miał na imię Bronisław /…/. W latach 20-ch /prawdopodobnie podczas I wojny światowej/ służył w wojsku Polskim. Przyszedł po służbie do domu bardzo chory i w 1944 roku zmarł. Babcia Zofia z domu Galicka w domu rozmawiała tylko po Polsku, znała dużo pieśni Polskich i uczyła swoich dzieci – za co też byli wysłani do Kazachstanu, ale tam stały /zaczęły/ chorować dzieci – bo miała 8 dzieci. I uciekła z dziećmi pieszo z Kazachstana na Ukrainu. Cztery miesiące szli pieszo, nocowali w lasach, żywili się u dobrych ludzi, bo nie mogli jechać pociągiem /…/ "